Zmiana flory jelitowej jest nowym celem leczenia otyłości – przekonują autorzy z Wydziału Kinezjologii Uniwersytetu w Calgary (Kanada).

O szkodliwości otyłości nie trzeba specjalnie długo przekonywać. Problemem zdecydowanie częściej jest „jak schudnąć” niż „nie chcę schudnąć”. Ponieważ otyłość zawsze bierze się z magazynowania energii Ponieważ otyłość zawsze bierze się z magazynowania energii (a więc spożywania jej w większych ilościach niż są tracone w wyniku procesów metabolicznych), od lat poszukuje się „diety cud” albo nutraceutyków bądź leków, które by albo zmniejszały apetyt, albo powodowały spalanie tłuszczu. I od lat jakoś nikt takiego cudu nie znalazł, ba! – leki mające leczyć otyłość czy jej zapobiegać były wycofywane z powodu działań ubocznych tak wielkich, że zagrażały życiu. Regulacja metabolizmu przez mózg jest najwyraźniej zbyt skomplikowana, by można nią było łatwo sterować na dłuższą metę. 

Tym, co budzi dziś wielkie nadzieje, jest flora jelitowa. Wpływając na metabolizm bakterii i ich skład, naukowcy mają nadzieję móc – pośrednio – zmieniać sposób, w jaki mózg zarządza energią – ile każe jej dostarczać, jak ją dystrybuuje, ile magazynuje. Flora jelitowa zaczyna kształtować się już w momencie porodu (a być może nawet wcześniej), w miarę ukształtowana jest po kilku latach życia i w tym momencie prawdopodobnie decydują się nasze losy na resztę życia – a może nawet nie losy, tylko coś w rodzaju „punktu nastawnego”, czyli poziomu, wokół którego będziemy oscylować. Jeśli zostanie nastawiony na zatrzymywanie energii, otyłość (i być może cukrzyca) nie musi się ujawnić od razu; być może nasz „zegar metaboliczny” przypomina coraz dalej wychylające się wahadło. Jedna z poważnych hipotez mówi, że nastawianie tego punktu decydującego o równowadze energetycznej odbywa się podczas dojrzewania mózgu, w pierwszych latach życia, przy współudziale mikroorganizmów w naszym przewodzie pokarmowym. 

Wiemy na pewno, że:

  • flora jelitowa uczestniczy w uwalnianiu energii z pożywienia, zwiększając jej dostępność;
  • reakcja układu odpornościowego na substancje zawarte w pokarmach koreluje z przyborem masy ciała, a w tejże reakcji uczestniczą bakterie jelitowe;
  • zaburzenie szczelności jelit, na które wpływa flora jelitowa, prowadzi do rozwoju ogólnoustrojowego stanu zapalnego, którego konsekwencją po wielu latach mogą być liczne choroby (metaboliczne, autoimmunologiczne, nowotworowe…);
  • leczenie antybiotykami w okresie ciąży wpływa na wagę dzieci po kilku latach od porodu (sic!);
  • podobnie działa cięcie cesarskie, po którym dziecko szybciej  zasiedlają mikroorganizmu ze skóry i rąk personelu medycznego niż dobroczynne bakterie z dróg rodnych matki;
  • w późniejszych latach życia florę jelitową kształtuje nasza dieta – dieta uboga w błonnik nie dostarcza substancji odżywczych dla bakterii dobroczynnych, a promuje te niekorzystne, które mogą – na bardzo różne sposoby – zwiększać ilość związków energetycznych magazynowanych w tkance tłuszczowej. Do tych sposobów zalicza się m.in.:
    •   degradację śluzu w przewodzie pokarmowym;
    •   wytwarzanie (np. z soli kwasów żółciowych, z błonnika) hormonów regulujących gospodarkę energetyczną lub drobnocząsteczkowych związków regulujących procesy metaboliczne i zapalne;
    • karmienie piersią promuje szczupłość dziecka, m.in. dzięki zawartym w mleku kobiecym substancjom odżywiającym dobroczynne mikroorganizmy, np. bifidobakterie;
    • skład flory jelitowej może się przenosić na kolejne pokolenia (więc możemy cierpieć niezasłużenie, nie przez naszą słabą wolę, a w wyniku „prezentu” z flory jelitowej otrzymanego podczas porodu).

Świetnie, ale co dalej? Wydaje się, że trzeba świadomie zacząć kształtować florę jelitową. Transplantacja flory jelitowej od szczupłych dawców raczej nie wchodzi w grę (choć praktykuje się ją w ramach badań naukowych). Mamy więc do dyspozycji zdroworozsądkowe sposoby zbadane przez naukę, tylko trzeba je stosować regularnie i przez bardzo długi czas. Cóż, walka z mikroorganizmami nie jest łatwa, a sprawienie, by robiły dokładnie to, czego od nich oczekujemy, jest jeszcze trudniejsze. Mamy do dyspozycji następujące interwencje:

  • dieta bogata w błonnik, najlepiej bardzo bogata; zielone liście, warzywa w jak największej ilości, mięsa raczej jak na lekarstwo. Tym, co nie są w stanie takiej diety stosować, pozostaje wzbogacanie jej o dobrej jakości błonnik, najlepiej różnorakiego pochodzenia. Warto pamiętać o prostej zasadzie: za złą dietą idą złe bakterie, za dobrą – dobre;
  • suplementacja probiotyków lub synbiotyków (czyli probiotyków z prebiotykami w jednej kapsułce) – wydaje się, że szczególnie ważne będą bifidobakterie, chyba najlepiej w połączeniu z innymi dobroczynnymi bakteriami – są wyniki badań klinicznych, które potwierdzają utratę wagi w wyniku takiej suplementacji (a także poprawę stanu wątroby, gospodarki węglowodanowej i lipidowej i in.);
  • regularny wysiłek fizyczny – jego wpływ na florę jelitową zauważono zaledwie kilka lat temu i wciąż nie wiemy, w jakich mechanizmach aktywność kształtuje skład mikroorganizmów w przewodzie pokarmowym – jednak związki są niezaprzeczalne (abstrahując oczywiście od spalania kalorii!).

Dodajmy jeszcze obserwacje, że ludzie, którzy blisko przebywają ze sobą, mają tendencję do podobnego składu flory jelitowej – jak się zastanowić, nie jest to niczym zaskakującym. A ma to poważne konsekwencje – nasze nawyki żywieniowe kształtują zdrowie naszych najbliższych, nawet jeśli będą jedli zupełnie co innego niż my sami! 

Na podstawie

J Sport Health Sci. 2020 Mar;9(2):110-118. Gut microbiota and obesity: Impact of antibiotics and prebiotics and potential for musculoskeletal health. Klancic T, Reimer RA.