Dlaczego w ogóle mówimy o jakości probiotyków? Problem jest taki, że o składzie suplementu producent może napisać cokolwiek, papier na etykiecie nie zaprotestuje. A co jest w środku, to już Bóg jeden wie. W cywilizowanych krajach istnieją instytucje, które mają nadzorować rynek żywności (i suplementów diety), problem natomaist jest z ich budżetem i technicznymi możliwościami weryfikacji deklaracji producentów. W Polsce mieliśmy kilka lat temu druzgocący raport Najwyższej Izby Kontroli, który nie zostawił suchej nitki na segmencie probiotyków: na 11 badanych produktów w czterech stwierdzono zbyt małe ilości zadeklarowanych bakterii, w czterech dodatkowe drobnoustroje nieujawnione na opakowaniu, a w jednej enterokoki kałowe, niebezpieczne dla zdrowia i życia. 

Niedawna praca badawcza sugeruje, że na kontynecie amerykańskim problem ten całkiem nieźle udało się opanować. Naukowcy za pomocą metody PCR, identyfikującej drobnoustroje w oparciu o ich charakterystyczne sekwencje genetyczne, przebadali 182 produkty z rynku amerykańskiego i kanadyjskiego. W sumie testowano je na obecność 520 różnych szczepów. Niezgodności zawartości z etykietą (zbyt mała ilość deklarowanego szczepu, bakterie dodatkowe albo niewłaściwie nazwane) stwierdzono tylko w 8% próbek. 

To duża różnica w stosunku do tego, co NIK stwierdziła w Polsce. Można przypuszczać, że techniki genetyki molekularnej służące do identyfikacji drobnoustrojów są w USA i Kanadzie coraz częściej wykorzystywane intensywnie już na etapie produkcji – bo uczciwym producentom przecież zależy na produkcie wysokiej jakości. Pytanie, jak sytuacja wygląda w Polsce i czy (i na ile) zmieniła się w stosunku do 2017 r. Tego jednak się nie dowiemy, dopóki ktoś nie przeprowadzi analogicznego badania…

Na podstawie

Front Microbiol. 2020 Jun 9;11:1095. Combined Targeted and Non-targeted PCR Based Methods Reveal High Levels of Compliance in Probiotic Products Sold as Dietary Supplements in United States and Canada. Hanan R Shehata, Steven G Newmaster